Czwartek, 25 lutego 2016
Sobótka w czwarteczek
Postanowiłem machnąć sobie stówkę żwawszym tempem. Wybór padł na podwrocławski klasyk, którego w życiu nie zrobiłem. Mowa oczywiście o wypadzie pod Ślężę i z powrotem.
Trasa wiodła w większości po płaskim, więc trochę nuda. Na szczęście piękna, słoneczna pogoda dopisywała. Dopiero sama góra otoczona była okazałymi, kłębiastymi chmurami. Jak nie w zimie.
Podjazd na przełęcz Tąpadła wprost uwielbiam. Rozpala mięśnie, odświeża płuca i rozbudza serce. Dopiero wtedy poczułem, że żyję, a w nagrodę był jeszcze długi zjazd.
Potem już drobienie do Wrocławia, gdzie na dzień dobry dziadzio w Passacie startuje z podporządkowanej prosto na mnie i mija dosłownie o centymetry. Niektórzy chyba nie mogą uwierzyć, że rowerzysta potrafi poruszać się szybciej niż te 15km/h.
Na całej trasie tylko jeden szybki stop za potrzebą. Cztery Grześki MAX wsunięte w locie :)
Trasa wiodła w większości po płaskim, więc trochę nuda. Na szczęście piękna, słoneczna pogoda dopisywała. Dopiero sama góra otoczona była okazałymi, kłębiastymi chmurami. Jak nie w zimie.
Podjazd na przełęcz Tąpadła wprost uwielbiam. Rozpala mięśnie, odświeża płuca i rozbudza serce. Dopiero wtedy poczułem, że żyję, a w nagrodę był jeszcze długi zjazd.
Potem już drobienie do Wrocławia, gdzie na dzień dobry dziadzio w Passacie startuje z podporządkowanej prosto na mnie i mija dosłownie o centymetry. Niektórzy chyba nie mogą uwierzyć, że rowerzysta potrafi poruszać się szybciej niż te 15km/h.
Na całej trasie tylko jeden szybki stop za potrzebą. Cztery Grześki MAX wsunięte w locie :)
- DST 100.80km
- Sprzęt szosa
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj