Informacje

  • Wszystkie kilometry: 37851.27 km
  • Km w terenie: 0.00 km (0.00%)
  • Czas na rowerze: 10d 07h 11m
  • Prędkość średnia: 18.42 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy emes.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Luty, 2016

Dystans całkowity:905.12 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Suma podjazdów:1742 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:64.65 km
Więcej statystyk
Sobota, 27 lutego 2016

Spacer po hopkach

Pojechałem zbadać szosowe podjazdy Wzgórz Trzebnickich. Jako że był to już czwarty z rzędu dzień ostrego zasuwania fizycznie, nie szarpałem się z tempem ani nie cisnąłem podjazdów na maksa. Było chłodno, wiaterek z SE trochę dawał się we znaki, czasami wychodziło słonko. I tak najbardziej zmęczyła mnie końcówka po płaskim.

Notatki z rekonesansu:

  • Prababka zdecydowanie najlepsza. Mam tu na myśli ostatnią jej część bo wspomniane na altimetrze dwie pierwsze składowe to jakieś krawężniki na trzy obroty korbą. Natomiast końcówka... krótka ścianka startuje w górę tak brutalnie, że nawet nabierając rozpędu z poprzedniej hopki niewiele się zdziała. W najstromszym miejscu 14%. Znakomity rozpalacz mięśni i płuc, niestety szybko się kończy.
  • Góra Raszowska — na altimetrze podjazd jest znacznie krótszy niż w rzeczywistości. Teraz zjeżdżałem ale pamiętam jak przez mgłę, że kiedyś wracałem tamtędy do domu nad ranem, mając już 250km w nogach, i nie było lekko. Byłby to doskonały odcinek treningowy gdyby nie znaczny ruch samochodów z Trzebnicy.
  • Marcinowska Góra — zjeżdżałem. Rozgrzebane pod budowę S5, objazd prowadzi wyboistym tłuczniem pomazanym błotem. Powstający tam wiadukt na pewno zmieni profil podjazdu, zapewne na lepszy (stromszy).
  • Piekary — droga do tej miejscowości jest ślepa, więc najpierw zjeżdżamy a następnie podjeżdżamy. Ładna okolica, droga wije się chwilę przez dorodny las, co niestety odbija się na jakości nawierzchni (przemrożony, łatany asfalt). Sam podjazd bez sensacji.
  • Szarotka — nie dość że wjeżdżałem od tyłu to jeszcze pomyliłem drogi i zafundowałem sobie start po betonowych płytach. Na zasadniczej drodze kawał dobrego asfaltu. Podjazd przyjemny, w drugą stronę jechałem go w zeszłym roku i ten kierunek polecam. W zasadzie od samych Prusic jest to niemal ciągła jazda pod górę na grzbiet Wzgórz Trzebnickich. Zdecydowanie warto.
  • Wilkowa-Siemianice — bardzo miły kawałek, zaczynający się konkretną hopką w pierwszej wiosce. Potem w lesie się wypłaszcza.
  • Dunikowskiego (Oborniki) — chwilę zastanawiałem się czy dobrze pamiętam albo czy nie pomyliłem trasy bo nie zauważyłem tam w zasadzie niczego do podjechania. Ot, droga w lesie. Dziurawa.
Podsumowując, są to ładne okolice ale mieszkając na południu miasta muszę się przedzierać przez całe centrum i rozległe dzielnice północne. Lepiej już chyba odżałować te kilkadziesiąt złotych i wsiąść w pociąg, który w podobnym czasie zawiezie mnie w okolice Wałbrzycha, w sensowniejsze góry. Albo pocisnąć trochę płaskim i znowu odwiedzić Sobótkę.

  • DST 140.50km
  • Sprzęt szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 lutego 2016

po mieście

Czwartek, 25 lutego 2016

Sobótka w czwarteczek

Postanowiłem machnąć sobie stówkę żwawszym tempem. Wybór padł na podwrocławski klasyk, którego w życiu nie zrobiłem. Mowa oczywiście o wypadzie pod Ślężę i z powrotem.

Trasa wiodła w większości po płaskim, więc trochę nuda. Na szczęście piękna, słoneczna pogoda dopisywała. Dopiero sama góra otoczona była okazałymi, kłębiastymi chmurami. Jak nie w zimie.

Podjazd na przełęcz Tąpadła wprost uwielbiam. Rozpala mięśnie, odświeża płuca i rozbudza serce. Dopiero wtedy poczułem, że żyję, a w nagrodę był jeszcze długi zjazd.

Potem już drobienie do Wrocławia, gdzie na dzień dobry dziadzio w Passacie startuje z podporządkowanej prosto na mnie i mija dosłownie o centymetry. Niektórzy chyba nie mogą uwierzyć, że rowerzysta potrafi poruszać się szybciej niż te 15km/h.

Na całej trasie tylko jeden szybki stop za potrzebą. Cztery Grześki MAX wsunięte w locie :)
  • DST 100.80km
  • Sprzęt szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 24 lutego 2016

po mieście

Sobota, 20 lutego 2016 | Uczestnicy

Zimowe gminobranie

Zima tego roku nie zaskoczyła rowerzystów, więc przyszła pora wysprzątać gminy w południowo-zachodniej części naszego województwa. Na start umówiliśmy się w Zgorzelcu, dokąd zawiózł nasz czerwioniutki niemiecki pociąg relacji Wrocław-Drezno (pod banderą Kolei Dolnośląskich).

W sobotę o 6 rano wrocławski dworzec prezentował krajobraz po bibie, jednak niedobitki szybko opuściły skład w najbliższych wioskach. W Legnicy zapakował się do pociągu Wąski, całkiem rześki i wyspany.



Ja próbowałem uśmiechać się inteligentnie i udawać, że wcale nie wstałem o 4:30. Wyszło jak wyszło:





W Zgorzelcu przywitał nas aromat palonego węgla, lekka mgiełka i coraz silniejszy wiatr z SSW, kierunku idealnie zbiegającego się z naszym początkowym kursem. Efekt jest dość dziwny. Człowiek kręci z mozołem pędząc jakieś 17km/h, czapka nasiąka potem, zaś w nerki ciągle chłodno.

Na pierwsze postoje nie trzeba było długo czekać.



Niebawem mogliśmy podziwiać pierwsze atrakcje regionu. Zdecydowanie gmina Bogatynia to jedna z tych, które zaliczyłem i jakoś nie spieszę ponownie odwiedzać.



Na szczęście szybko wjechaliśmy do Czech, gdzie zaczął się porządny las i porządny asfalt.



To ładne rejony i porządne drogi, które ująłem w propozycji trasy na Maraton Podróżnika. Demokracji się nie spodobały a szkoda.

Do Lubania popędziliśmy z wiatrem, w większości po równiutkim asfalcie i z niewielkim ruchem samochodów. Tam odwiedziliśmy sprawdzony już zawczasu lokal:



Bar Ratuszowy na rynku. Polecam. Szybko, smacznie i w dobrej cenie.



W przedsionku przyłapuję Wąskiego na wąchaniu mojego koła. Nie wiem co o tym myśleć, na wszelki wypadek puszczam go przodem.

Ten wyrywa z kopyta i goniąc go nie mam szans zrobić więcej zdjęć. Trasa jest zmienna. Na przemian ciągnące się przez wieczność piłowanie pod górkę i pod wiatr wiejący czasem i 10m/s, po czym zwrot i kilometry połykane z wiatrem w szaleńczym tempie.

Za Lwówkiem Śląskim dopada nas zmrok a wraz z nim deszcz. Jazda w taką pogodę w lutym nie należy do luksusów. Do Złotoryji jest jeszcze znośnie a potem, gnając z wiatrem do Legnicy, wzbijamy tylko piuropusze wody. Moknie wszystko.

Do Legnicy docieramy z wynikiem 192km na liczniku. Wąski odbija do domu a ja mam jeszcze ponad godzinę do pociągu. Decyzja o dokręceniu dwie stacje dalej jest oczywista. Najpierw przebijam się przez legnickie blokowiska gdzie oficjalnie oznakowana droga dla rowerów oferuje kałuże i grząskie błoto. Potem trafiam na wioski z tradycyjną nawierzchnią z kocich łbów. Udaje mi się rzutem na taśmę zaliczyć dwie gminy, w duchu ciesząc się, że nie trzeba tego robić dwa razy.

Do pociągu wsiadam mokry i ubłocony, wzbudzając zainteresowanie i chyba współczucie pasażerów. Wyciągając banknot 50zł rozbijam bank i pozbawiam konduktora absolutnie wszelkiego bilonu. Zasobniejszy o pół kilo złomu wracam do domu i pół godziny spędzam pod prysznicem, przywracając mojemu ciału temperaturę żywego człowieka.

  • DST 213.31km
  • Sprzęt szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 19 lutego 2016

po mieście

Poniedziałek, 15 lutego 2016

po mieście

Niedziela, 14 lutego 2016

Walentynki na rowerze

  • DST 81.10km
  • Sprzęt szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 13 lutego 2016

Kudowa - Żarów

  • DST 122.80km
  • Podjazdy 1742m
  • Sprzęt szosa
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 12 lutego 2016

po mieście


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl